Protest ratowników medycznych trwa od wakacji. Medycy bezskutecznie próbują uzyskać od władz konkretne informacje dotyczące ich losów. Jak na razie skończyło się na zapewnieniach i obietnicach, a na tym ratownicy nie mogą polegać. W związku z tym postanowili kontynuować protesty. Sprawa jest poważna do tego stopnia, że w miejscowości Płock w województwie mazowieckim nie działa ani jedna karetka pogotowia.
Płock: brakuje sprzętu i ratowników medycznych
Ratownicy medyczni kontynuują protesty i w związku z tym w Płocku nie ma ani jednego ratownika medycznego w pracy. Natomiast ludzie nie biorą sobie urlopu od chorowania, dlatego Płock bazuje na karetkach pogotowia z okolicznych miejscowości. To jednak za mało i trzeba powiedzieć to wprost: lokalnej stacji ratownictwa medycznego nie da się zastąpić wsparciem z innych miast.
Szefowa płockiej stacji ratownictwa medycznego przyznaje, że Płock nie ma nawet swojego sprzętu. Wszystkie karetki pogotowia stacjonujące w płockiej bazie, należą do innych miast.
Sytuacja w ratownictwie medycznym to problem, którego nie można ignorować. W przypadku poważnych ataków choroby liczy się każda minuta i fachowa pomoc, której pierwsza lepsza osoba z ulicy nie jest w stanie udzielić.
Ratownicy medyczni nie chcą obietnic
Kilka tygodni temu media krzyczały nagłówkami o porozumieniu Ministerstwa Zdrowia z ratownikami medycznymi. Tyle że to były tylko dość niejasne obietnice. Ratownicy medyczni wciąż nie wiedzą, ile mieliby zarabiać. Dodatkowo obawiają się, że kiedy medialna burza ucichnie, zostaną z niczym.
Protesty trwają od 1 października i nie wiadomo, kiedy się zakończą. Protestujący żądają przedstawienia warunków na piśmie, jako potwierdzenia na realizację obietnic. Los pacjentów jest więc w rękach rządu. Ministerstwo Zdrowia na razie milczy.